Wycieczka po dzikiej Amazonii? Indianie? To musi być Mario Vargas Llosa!

Wycieczka po dzikiej Amazonii? Indianie? To musi być Mario Vargas Llosa!



            Mario Vargas Llosa peruwiański pisarz, dziennikarz i myśliciel urodzony 28 marca w 1936 roku w Arequipie w Peru. Już jako młodzieniec zaczął pisać opowiadania i poezje, ale w zdominowanym przez męską siłę społeczeństwie, w którym dominował kult macho, literatura była domeną typowo kobiecą. Ojciec pisarza zaniepokojony był bardzo zainteresowaniami syna, więc zapisawszy go do szkoły kadetów, miał nadzieję, że wojskowe życie zmieni zainteresowania młodego Llosy. A to właśnie dzięki przeżyciom z tej szkoły pojawiły się pomysły na napisanie jego pierwszej powieści Miasto i psy. Kolejnym utworem młodego Llosy było opowiadanie, które powstało za czasów licealnych Los jefes. W 1953 roku rozpoczął studia na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Świętego Marka w Limie. Jego decyzja została odebrana przez rodzinę jako swoisty bunt. Wszyscy oczekiwali od niego, że podejmie studia na Pontyfikalnym Uniwersytecie Katolickim w Peru, do którego uczęszczała młodzież z wyższych sfer. Na dodatek w 1955 roku, w atmosferze skandalu obyczajowego, poślubił Julię Urquidi, która była jego daleką ciotką, starszą od niego o 10 lat. Większość przeżyć z tego okresu pisarz przedstawił w humorystycznej powieści autobiograficznej Ciotka Julia i skryba. W 1959 roku Vargas Llosa przeniósł się z żoną do Paryża, gdzie pracował jako nauczyciel i dziennikarz. Niestety parę lat później rozwiódł się z Julią, a rok po rozwodzie ożenił się ponownie, ale tym razem z młodszą kuzynką Patricią Llosa Urquidi. Podczas swojej emigracji udzielał się w życiu politycznym, pisał powieści oraz zajmował się studiami nad literaturą hiszpańską. 7 października 2010 roku, mając 74 lata, Mario Vargas Llosa został uhonorowany Nagrodą Nobla.
            Mario Vargas Llosa pomimo napisania wielu książek zaangażowanych w sprawy społeczne, woli jednak tematykę erotyczną. Jak sam twierdzi, chciałby żyć w świecie kobiet, bo to właśnie kobiety czytają, chodzą do teatru, filharmonii. Według pisarza mężczyźni skupiają się jedynie na robieniu biznesu i karierze. Być może, z wiekiem odwróciły się jego zainteresowania, stąd pojawiła się tematyka społeczna w jego twórczości. Nadal jednak utrzymuje, że literatura erotyczna jest bardzo trudna. Dobra literatura erotyczna nie opisuje zbyt szczegółowo scen seksualnych, nie ociera się o wulgarność, ale pozwala uruchomić wyobraźnię, tworząc tym samym specyficzną erotyczną atmosferę. Taka literatura jest według pisarza bardzo wiarygodna. Llose interesuje również człowiek pełny, żyjący w jakimś świecie, środowisku, który jest świadomy swojego miejsca w społeczeństwie, mający  poglądy i idee. Pisząc utwory autor wykorzystuje własne doświadczenia, dlatego wątki autobiograficzne są obecne w wielu powieściach. Llosa uważa, że punktem wyjścia przy wymyśleniu fabuły zawsze są jego przeżycia, dopiero potem zabiera się za fantazjowanie.
            Gawędziarz autorstwa Mario Vargasa Llosy jest pomieszaniem etnograficznej wiedzy z mitami i baśniami świata wędrujących przedstawicieli ludu Macziguengów z dzikiej Amazonii. Powieść napisana w formie gawędy, albo swoistego rodzaju pamiętnika, zawiera niesamowite opisy bytowania owego plemienia w naturze, z którą są wręcz stopieni, w której  funkcjonują w fascynującej symbiozie. Wszystkie stworzenia żyjące w amazońskiej puszczy walczą o przetrwanie, troszczą się o siebie albo niszczą wroga. Autor chce, abyśmy przystanęli na chwilę i zastanowili się skąd w świecie tyle zła i nienawiści. Pokazuje nam życie tego malutkiego plemienia jakby z ukrytej kamery. Objaśnia z punktu widzenia Macziguengów dlaczego wody występują z brzegów, huragany niszczą domostwa, a trzęsienia ziemi rozsypują wszystko jak domki z kart. Badacze, kolonizatorzy, misjonarze, eksploratorzy niemal gwałtem wdzierają się do zasobów dzikiej natury Indian z Amazonii. Skąd bierze się ta chęć pomocy w „ucywilizowaniu” ich świata? Wątek Żyda Saula, przyjaciela narratora z czasów studenckich, pokazuje nam w jaki sposób dotrzeć do kultury Macziguengów bez niszczenia ich środowiska naturalnego.
            Utwór Llosy łączy ze sobą elementy oświeceniowego sentymentalizmu i klasycyzmu. Szczegółowo ujęte realia indiańskie, ich wspólnota, wszystkie zwyczaje, przywiązanie do ludowych tradycji, a nawet legendy indiańskie są w pewien sposób połączone z sentymentalnym światem oświecenia. Natomiast forma utworu jako opowiadanie czy gawęda, albo wizerunek gawędziarza w utworze koresponduje z realiami klasycyzmu.
            W książce najbardziej wzruszyła mnie postać Żyda Saula Zuratasa, którego przyjaciele nazywali pieszczotliwie Maskamiki. Owo przezwisko wzięło swój początek od oszpeconej twarzy chłopca. Saul nigdy nie przejmował się tym faktem i zawsze z żartem podchodził do swojej brzydoty. Nigdy nie próbował na siłę wkupić się w łaski ludzi czy społecznych instytucji. Po przeprowadzce do Limy, gdy jego ojciec nagle stał się ortodoksyjnym Żydem i zmuszał syna do udziału w nabożeństwach, chłopiec nigdy nie czuł silnej więzi z gminą żydowską. Inaczej podchodziła do tego matka Saula, która była katoliczką i na siłę próbowała zostać zaakceptowana przez nowe społeczeństwo Limy. Postanowiła przejść na judaizm, aby nie tylko zaakceptowała ją gmina żydowska, ale żeby sprawić przyjemność mężowi, ponieważ bardzo go kochała i szanowała. Maskamiki nie chciał postąpić tak jak matka, buntował się praktycznie na każdym kroku, poczynając od jedzenia zakazanych potraw, a kończąc na zainteresowaniu obcymi kulturami. Ojciec Saula pragnął, aby syn ukończył studia prawnicze, zamiast marnować się za ladą jego sklepu. Chłopak jednak czuł się przez to nieszczęśliwy i zamiast skończyć prawo, obronił magistra z etnologii. Maskamiki wybrał marzenia i swoją pasję, które stały się jego drogą ucieczki od szarego życia, monotonii miasta. Zajęcia z etnologii skończył z wyróżnieniem, dostał nawet propozycję stypendium we Francji. Maskamiki jednak wolał zostać w Peru z ojcem, bo jak twierdził robi to ze względu na ojca. Można jednak podejrzewać, że tak naprawdę co innego nim kierowało. Prawdopodobnie  wolał zostać blisko Indian, którzy tak go fascynowali. Dzięki niemu nawet jego przyjaciel, a narrator książki, staje się podmiotem poznającym świat Indian. Maskamiki poprzez takie zachowanie realizuje jeden z podstawowych postulatów sentymentalizmu.
            W książce zostaje poruszona problematyka stosunków i więzi międzyludzkich, które również należą do zbioru cech sentymentalnych. Na pierwszym planie możemy dojrzeć przyjaźń narratora i Saula, ich relacje, rozmowy, wspólnie spędzony czas. Więź Maskamikiego z rodzicami również jest dość silnie zarysowana w powieści Llosy. Rodzice może nie mają na niego aż tak wielkiego wpływu jak jego relacja z Indianami, ale szacunek do ojca jest wręcz namacalny. Widać, że chłopak kocha go i stara się sprostać jego wymaganiom. Nigdy nie kłóci się z leciwym ojcem, nie wypomina mu jego wariactwa z ortodoksyjnym judaizmem, nie chce sprawiać mu przykrości opowiadając o swoich pasjach, które przekreślają marzenia starego Zuratasa. Z jednej strony mamy marzenia Saula, które spełnia, a z drugiej żądania ojca i religii. Chłopak chwilami faktycznie nie rozumie fanaberii rodziciela, a powinności religijne spełnia wyłącznie ze względu na niego, ale i tak zgadza się na to wszystko, bo robi to z miłości.  Zawsze stara się być przykładnym synem, gotowym do poświęcenia. Inaczej natomiast wyglądają jego stosunki z Indianami. Krok po kroku zdobywa ich zaufanie, stara się wniknąć w ich środowisko tak, aby nie zrobić im krzywdy. W eksplorowaniu ich świata jest bardzo delikatny i czuły. Zgłębiając tajniki ich ludowej wiedzy, robi to tak subtelnie, że Indianie mogą mu w końcu zaufać. Ta pasja pochłania go doszczętnie i nie potrafi już o niczym innym rozmawiać, co chwilami doprowadza do szału jego przyjaciela.
            Narrator zastanawia się nad cechami płynącymi z natury Maskamikiego. Nie może wyjść z podziwu skąd u Saula tyle pasji, energii i samozaparcia w odkrywaniu plemienia Macziguengów. Chwilami nie rozumie jego poglądów, traktuje je może odrobinę z przymrużeniem oka, nawet drażni się z przyjacielem na ich temat, ale w gruncie rzeczy to właśnie dzięki niemu sam powoli zaczyna odkrywać kulturę Indian oraz po części interesować się nimi. W pewnym sensie ten lud pierwotny wzbudza w narratorze pewien niepokój, a co gorsza lęk przed pierwotnością lub innością. Jednak długie rozmowy z przyjacielem dają w końcu odwrotny skutek. Narrator zaraża się entuzjazmem Saula i podoba mu się jego zaangażowanie. Chłopak zauważył nawet, że relacja Saula z Indianami kształtowała jego wewnętrzną wrażliwość. Być może chodziło tylko o zwykłą sympatię? Ale z drugiej strony pojawia się konieczność zauważenia równowagi w przyrodzie, na którą zwracał uwagę Maskamiki. Dzięki Macziguengom chłopcy widzą potrzebę zachowania harmonii w naturze, ponieważ każdy wybuch gniewu albo zły uczynek może doprowadzić do katastrofy, wypadku lub innego nieszczęścia. Taki „efekt motyla” na pewno kształtuje w pewien sposób postawę Saula, który dzięki naukom Indian staje się wrażliwszy na otoczenie.
            W Gawędziarzu możemy dopatrzyć się również swoistego przeciwstawienia miasta jako skupiska wszystkich złych zjawisk cywilizacji do wsi symbolizującej sytuację naturalną, pierwotną, najlepszą. Takim przykładem jest tutaj rodzina Saula, która przybyła ze wsi do Limy jednego z największych miast w Peru. W tak dużej miejscowości nie potrafią się odnaleźć, czują się obco, niemal jak trędowaci. Saul mieszkając na wsi prowadził spokojniejsze życie, bardziej w zgodzie ze sobą. Nie było takiego nacisku ze strony ojca na ortodoksyjne przestrzeganie nakazów judaizmu. Nikt nie zmuszał go do studiowania nudnych przedmiotów, liczyło się tylko tu i teraz. Przeprowadzka do dużego miasta zniszczyła sielankowy okres życia nie tylko chłopcu, ale również jego rodzicielce. Matka Saula nie była w stanie zrozumieć i przyzwyczaić się do nowych realiów życia. Na dodatek gmina żydowska Limy występuje tutaj jako klaustrofobiczna wspólnota, która z trudnością przyjmuje nowych członków, wypatrując tylko na każdym kroku potknięcia rodziny Zuratas. Owe porażki potęgują jedynie tęsknotę matki za sielanką wsi. Podobny schemat można znaleźć w społeczeństwie Indian, którzy również są bardzo zamkniętym kręgiem. Tylko że w tym wypadku Macziguengowie są negatywnie nastawieni do cywilizacji miejskiej, a nad udogodnienia życia miejskiego przedkładają życie w prostocie zgodnie z szeroko pojętą naturą. Ich kult przyrody i rdzenne wierzenia są znakomitym tego przykładem. To co łączy te dwa społeczeństwa to hermetyczność i nieufność w stosunku do obcych osób.
            Społeczeństwo z wielkich metropolii często postrzega ludzi ze wsi czy z niższych warstw społecznych jako gorszych, słabszych lub niedoświadczonych. Takim przykładem może być rodzina Zuratas, która pochodzi ze wsi i próbuje zasymilować się w nowym otoczeniu miasta. Natomiast realia sentymentalne wprowadzają do tekstu pozytywną stronę gorszego pochodzenia. Ludzie z niższych warstw społecznych postrzegani przez pryzmat sentymentalizmu, są wrażliwi i obdarzeni ogromną intuicją. Indianie, którzy powszechnie są uważani  za gorszych, jakoby byli dzikusami, nieobytymi, nieucywilizowanymi, bez manier, z pół dzikimi zwyczajami, gdzie za normalne przyjmuje się na przykład uczestnictwo w rytuale zjadania błon dziewiczych. Ale taka jest ich kultura, takie są realia w jakich żyją. Faktycznie często są to spartańskie warunki, gdzie nie ma bieżącej wody, ludzie chodzą brudni, śmierdzący, a co gorsza chorują przez niehigieniczne życie i wzrasta wtedy wskaźnik śmiertelności. Patrząc na to jednak z innej strony, ci ludzie wykazują się niesamowitą, pierwotną, ludową mądrością, która daje im niespożyte pokłady energii i sił witalnych. Przede wszystkim mają na uwadze prawa rządzące naturą. Indianie żyją tak, aby środowisko nie doznało żadnej krzywdy od nich. Dzięki życiu w całkowitej symbiozie z matką naturą, mają świeże podejście do stosunków międzyludzkich. Ich percepcja nie jest skażona żadnymi miejskimi konwenansami, a uczucia są odbierane w barwach czarnych albo białych. Ponieważ ich świat jest dobry albo zły, występują jasne granice, gdzie nie ma miejsca na relatywizm moralny. Indianie przestrzegając prastarych praw, zdają sobie sprawę z wielu rzeczy, o których zapomniało społeczeństwo miejskie, nakładając na siebie kajdany konwenansowego zniewolenia. Dlatego ludy pierwotne uważają, że to co jest naturalne, jest czyste i nieskażone, stąd indiańskie mądrości przetrwały do dzisiaj.
            Tekst Llosy można również odczytać przez pryzmat klasycyzmu. Tych elementów jest niewiele, lecz w idealny sposób komponują się z realiami sentymentalnymi. Przykładem tego jest chociażby postać Saula, który interesuje się istotą świata indiańskiego. Przypisuje jemu realizowanie właściwości ładu i harmonii oraz przedstawia obraz człowieka jako wyodrębniony element tego świata. A wynika to z tego, że Saul dąży do realizacji swoich naturalnych skłonności, czyli zainteresowania etnologią oraz obcymi kultami. Jest to naturalna potrzeba, z którą chłopak nie chce walczyć, lecz wręcz odwrotnie, poddaje się tej fascynacji, co w pełni prowadzi do spełnienia jego pragnień. Świat indiański również kieruje się podobnymi zasadami, ponieważ na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim prawo wewnętrznego ładu i harmonii. Jeśli nie potrafisz zaakceptować siebie oraz środowiska, w którym żyjesz, nie będziesz w stanie zrozumieć istoty świata, co ostatecznie doprowadzi do zachwiania równowagi w przyrodzie. Dlatego Indianie w pewien sposób starają się zachować zasadę decorum, stosowności w życiu i w naturze. Taka jest ich religia oraz tradycja, uważają to za podstawowe prawa, które sprawdzały się już w kilkunastu pokoleniach.
            Pojawia się w utworze również pewna koncepcja rzeczywistości, rządzącej się niezmiennymi, ogólnymi prawami oraz obraz jednostki ludzkiej podporządkowanej powszechnym i koniecznym zasadom życia społecznego. W podobny sposób zachowuje się ojciec Saula, który próbuje na siłę podporządkować się prawom miasta oraz prawom nowej gminy żydowskiej. Przy okazji zmusza do tego swoją rodzinę, co ma niestety negatywne odzwierciedlenie w rzeczywistości, ponieważ zmienia nie tylko siebie samego, ale również żonę i syna. Pewne prawa i obowiązki również cechują społeczeństwo Indian. Nie mogą przed nimi uciec czy łamać reguł. Jak już wcześniej zostało wspomniane, podczas nie przestrzegania zasad, niszczymy ład i harmonię z naturą. Podporządkowanie się im ma charakter transcendentalny, ponieważ Indianie traktują je jako prawa boskie, naturalne, a nie jak w przypadku miasta, narzucone przez ludzi, sztuczne. Prawdy przekazywane przez zwierzęta, bądź zjawiska naturalne są czymś stałym i niepodważalnym, dlatego społeczeństwo Indian wierzy im bezgranicznie oraz stosuje się do nich zawsze i wszędzie. To właśnie dzięki motywowi przyrody w utworze Gawędziarz możemy dostrzec pewne subtelne prawa rządzące tym zamkniętym kręgiem. Badania Saula otwierają nam oczy na to, że natura również daje człowiekowi pewny porządek rzeczy, który należy przestrzegać, a tradycja indiańska tylko umacnia w przekonaniu, że jeśli chcesz coś zabrać, skorzystać z dobrodziejstw naturalnych, musisz również coś od siebie dać. Natura przynosi człowiekowi pożytek i harmonijnie wkomponowuje się w działalność ludzką, ale ucywilizowani ludzie często o tym zapominają, stosując się tylko do sztucznych nakazów miasta, a wtedy ich percepcja rzeczywistości jest bardzo ograniczona. Ponieważ miasto i cywilizacja niszczy naturalny ład w przyrodzie.

            Powieść Mario Vargasa Llosy wyrażona prostym językiem, bez zbędnych ozdobności, jest powieścią sentymentalną, a chwilami przypomina nawet utwór realizujący pewne ideały romantyczne, chociażby nawiązanie do indiańskich kultów czy ich magicznych wierzeń. Można dostrzec również pewne niejednoznaczne sygnały klasyczności, które przejawiają się poprzez formę tekstu jako gawędy, przypominającej styl Homera. Pojawia się także pewna forma dydaktyzmu. Nie jest ona wyraziście zaznaczona w tekście, lecz snucie opowieści przez narratora przynosi swego rodzaju skutek uboczny. Opowieść o Saulu i jego zainteresowaniach kulturą indiańską pozwala również zagłębić się czytelnikowi w ich magiczny, pierwotny świat. Poprzez taką gawędę odbiorca tekstu może dowiedzieć się pewnych ciekawostek z życia ludów pierwotnych Amazonii, a kto wie, może dzięki temu rozwinie pasję podobną do Saula i dołączy do bohatera powieści.
Jarzyna? A co to?

Jarzyna? A co to?



Już od XIV w. posługiwano się taką nazwą jak jarzyna, którą naprzemiennie używano z leksemem jerzyna. Głównie oznaczała zboże jare, siane na wiosnę. Ten leksem stosowano również dla kaszy pochodzącej ze zbóż jarych. Jarzyna swoją nazwę zawdzięcza przymiotnikowi jary, który oznacza wiosenny. Stąd pojawia się pierwotne znaczenie – wiosenne rośliny.[1] W XVI w. ludność posługiwała się tym leksemem tak samo jak w poprzednich wiekach.[2] Warto zaznaczyć, że jarzyna pochodzi z dialektu mazowieckiego. Ponadto poszerzono ten leksem o kolejne znaczenie, mianowicie do XVIII w. używano tej nazwy dla roślin uprawianych dla ich jadalnych nasion, tj.: groch, bób oraz soczewica. Powoli w polszczyznę wkradało się współczesne znaczenie, czyli rośliny uprawiane w ogrodzie. Jarzyna traktowana była również jako roślina jadalna.[3] W kolejnych latach leksem ten oznaczał już nie tylko zboże jare czy jadalne nasiona, ale również był zieleniną, włoszczyzną, np.: pietruszką, rzepą, kapustą. Używano tej nazwy również dla potraw, które składały się z warzyw lub dań „zawierających stałe części zupy, bez jej ciekłych części”, były to tzw. flaki zrobione na jarzynę.[4] W XIX w. jarzyna uzyskała także miano rośliny kuchennej lub też polnej.[5] Współcześnie bardzo rzadko stosuje się ten leksem dla zbóż jarych. Jest to już przestarzała nazwa. Aktualnie używa się jarzyny do określenia części jadalnej rośliny warzywnej lub po prostu jest to warzywo. Ponadto często można spotkać się z nazwą potrawy przyrządzonej z jarzyn gotowanych lub duszonych. Zwykle jarzyny stanowią dodatek do mięs. Można je spożywać również na surowo, np.: marchewkę, kapustę, sałatę, liście cykorii.[6] Od XX w. od  jarzyny powstały sztuczne neologizmy takie jak jarski, czyli bezmięsny, składający się tylko z jarzyn. Ciekawostką jest leksem jarosz, oznaczający wegetarianina, który współcześnie jest bardzo modnym określeniem dla osób niejedzących mięsa. Mianowicie wyraz ten funkcjonuje w polszczyźnie już od XIX w.[7]



[1] W. Boryś, Słownik etymologiczny języka polskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 205.
[2] Słownik staropolski, red. S. Urbańczyk, Zakład Imienia Ossolińskich Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław – Warszawa – Kraków 1965-1969, s.118-119.
[3] Słownik polszczyzny XVI w., red. M.R. Mayenowa, Zakład Imienia Ossolińskich Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk 1966, s. 270-271.
[4] M. Linde, Słownik języka polskiego, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Lwów 1855, s. 239-240.
[5] Słownik języka polskiego, red. A. Zdanowicz, wyd. Maurycego Orgelbranda w Wilnie, Wilno 1861, s.434.
[6] Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, wyd. Wiedza Powszechna, Warszawa 1961, s. 331-332.
[7] W. Boryś, Słownik etymologiczny języka polskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 205.
Alice Munro, czyli co oferuje kanadyjska pisarka.

Alice Munro, czyli co oferuje kanadyjska pisarka.

Opowiadania Alice Munro zyskały ogromną popularność dzięki szczerości, oszczędności słowa i kameralności utworów. Przede wszystkim historie, które przedstawia kanadyjska pisarka, są o zwykłym życiu i najzwyklejszych ludziach. Losy bohaterów ujawniają niewidzialne nici łączące sprawy, uczucia, nonsens, ironię losu, niespełnienie, boleść czy nawet tęsknotę w jedną spójną całość. Wszystko przedstawione jest na tle z pozoru mało istotnej codzienności, która opowiada o uciekinierach wyłamujących się ze schematów i płacących często za to ogromną cenę. Ponadto nielinearna narracja, zmiany czasu oraz przestrzeni przemieniają jej utwory w coś nieprzewidywalnego, dodatkowo postaci nie zachowują się zgodnie z oczekiwaniami czytelników. Autorka przedstawia rzeczywistość bez złudzeń, lecz z pewną dozą czułości oraz dyskretnie zarysowuje tło społeczne, aby pokazać wiarę w obiektywizm i uniwersalny charakter literatury.
Utwór „Co się pamięta” z tomiku „Kocha, lubi, szanuje...” opowiada o jednodniowym romansie mężatki z obcym mężczyzną. Kanadyjska autorka oszczędnie i w najmniej oczekiwanych momentach dawkuje informacje na temat bohaterów, perfekcyjnie stopniuje napięcie, stosuje również nielinearna narrację, a dzięki temu utrzymuje uwagę czytelnika w stałej gotowości. Opowiadanie dowodzi, jak niewiele trzeba, aby wyzwolić skrywaną dotąd namiętność. Dla głównej bohaterki imieniem Meriel ten przelotny romans okazuje się swoistym testem na siłę uczuć oraz pewnych zobowiązań małżeńskich.
Małżeństwo Meriel nie jest ani fascynujące, ani nudne. Jest zwyczajnym związkiem dwojga ludzi, którzy mają dzieci. Mąż głównej bohaterki – Pierre ukończył filologię klasyczną i został nauczycielem. Tak naprawdę nic szczególnego go nie wyróżnia. Nawet jego wygląd. Czy panuje między nimi chociaż cień namiętności? Autorka bardzo oszczędnie przedstawiła relację panującą między nimi. Można powiedzieć, że jest to poprawne małżeństwo, ale niestety brakuje w nim polotu, brakuje uniesień, które wprowadzałyby chociaż odrobinę kolorów w monotonne, domowe życie Meriel. Pierre zachowuje się jak ten zwyczajny mąż, który musi nauczyć się współpracować z żonami i pracodawcami, a wszystkie te czynności okropnie go frustrują, ponieważ to przecież kobiety mają łatwiejsze, wygodniejsze życie. Po wyjściu męża do pracy, stają się radosne, beztroskie niemalże jak nastolatki. Zajmują się przecież tylko domem i dziećmi, a to takie wdzięczne zajęcie, więc czego chcieć więcej. Małżeństwo Meriel być może nie rozkwitło w należyty sposób, lecz główna bohaterka pozwala sobie od czasu do czasu na odrobinę złudzenia namiętności, jakie może między nimi panować. Przykładem jest przyjęcie dla nauczycieli, gdzie kobieta świadomie rozpoczyna grę z mężem. Flirtują ze sobą tak, jak gdyby poznali się przed chwilą. Tę zabawę można potraktować jako nieśmiały sygnał ze strony Meriel, że chciałaby wyzwolić skrywaną dotąd namiętność, ale monotonne życie kury domowej nie pozwala jej na to. Nawet zwyczajne obowiązki małżeńskie potrafią być dla niej uporczywe czy kłopotliwe, a przecież udane małżeństwo nie wie co to nuda.
Okazuje się, że Munro dosłownie zdziera maskę z Meriel i odsłania jej prawdziwą twarz. Nawet w obliczu śmierci przyjaciela jej męża bohaterka odczuwa jedynie skruchę, ponieważ nie darzyła Jonasa żadnym cieplejszym uczuciem, a jej wstrząs był spowodowany strachem, gdyż zmarła pierwsza znajoma osoba w jej wieku. Ceremonię pogrzebu traktuje jak obowiązek albo jak przymusowe przyjęcie urodzinowe dalekiej krewnej. Jej uwaga nie koncentruje się na smutku czy pocieszaniu rodziny zmarłego, a jedynie na pogniecionej lnianej sukience lub idealnie złożonych serwetkach.
Po pogrzebie Meriel miała pojechać do domu opieki w Lynn Valley, aby odwiedzić ciocię Muriel, która była przyjaciółką i mentorką jej matki. Bohaterka bardzo cieszyła się na ten wyjazd, ponieważ chciała wyciszyć się, odpocząć od domowych obowiązków, codziennej rutyny, od rodziny i chociaż parę chwil spędzić w samotności. Niestety plany Meriel zmieniają się, ponieważ przez całą drogę do Lynn Valley musi paplać jak najęta, aby podtrzymać pozory przyzwoitej rozmowy, gdyż poznany na pogrzebie doktor Asher zaoferował podwiezienie jej aż do samego domu opieki. Bohaterka jest tym faktem okropnie speszona i poirytowana, zwłaszcza, że czuje się dość niekomfortowo jadąc samochodem z zupełnie obcym mężczyzną. Natomiast w zachowaniu doktora rzuca się w oczy jego chłodna uprzejmość, połączona z pewną dozą obojętności. Wygląda na to, że Asher chce przybrać maskę, aby ukryć zainteresowanie osobą Meriel.
Dom opieki zazwyczaj pełen jest schorowanych staruszków, którzy nie tryskają już takim szczęściem i energią jak kiedyś, więc rodzina Meriel nie lubi odwiedzać jej cioci. Ale towarzystwo doktora w pewien sposób dodaje jej skrzydeł, ponieważ przekraczając próg „Dworku Księżniczki” bohaterka czuje tajemniczą siłę i rozkosz. Wygląda to tak, jakby Meriel powoli zaczęła oddziaływać fizycznie na doktora. Nawet zaćma ciotki nie przeszkadza jej w zauważeniu tego charakterystycznego iskrzenia między nimi. Pomimo wieku i choroby, Muriel nadal jest spostrzegawczą i bystrą osobą. Odważyła się nawet, aby opowiedzieć im o orgiach, w których brała udział. Prawdopodobnie tym wyznaniem chciała dodać Meriel odrobinę odwagi, aby dostrzegła te chwile w życiu, które mogłaby wykorzystać na rzecz szaleństw i uniesień. Muriel nawet żartobliwie porównuje swoją zaćmę do zawiązanych oczu, tylko żałuje, że nikt nie chce jej teraz wykorzystać podczas orgii tak, jak za czasów młodości.
Meriel zawstydziła się odrobinę relacją cioci, ale przy okazji zauważa, w jaki sposób reaguje na dotyk Ashera, który niby tylko przypadkiem poprawia jej sukienkę przyklejoną do spoconego ciała. Ten ledwie dostrzegalny dotyk ujawnia stosunek doktora do Meriel. Pragnie jej. A bohaterka im dłużej przebywa w towarzystwie Ashera, tym bardziej zauważa rosnące pożądanie, z którym ledwo daje sobie radę. Ten przypadkowy mężczyzna daje jej o wiele więcej niż Pierre. Nawet kupowanie środków antykoncepcyjnych nie wprawiło jej w zakłopotanie, lecz wręcz odwrotnie, dodało dreszczyku emocji. Całkowicie poddaje się woli doktora, chce żeby ją wziął, obojętnie gdzie, byle jak najdalej. Ich niepohamowany wybuch namiętności wygląda zupełnie inaczej niż stosunek między parą zwykłych małżonków. Wszystkie te spojrzenia, gesty były tak pełne szacunku i czułości, ale zarazem na swój sposób chłodne. Nawet wspominając wygląd doktora, Meriel nie jest w stanie określić go dokładnie. To jest niemożliwe, ponieważ zwykła obserwacja nie mogła uchwycić jego postaci, gdyż ona pragnęła go tak mocno, odczuwała tę namiętność z taką siłą, że zapamiętała jedynie poszczególne detale. Jedyne co jej się nie podobało, to zatrzymanie się w mieszkaniu jego kolegi. Wolałaby raczej bezpieczniejszą kryjówkę, taką jak hotel. Byłaby wtedy jedną z tych anonimowych kobiet, które spotykają się po kryjomu z kochankiem na parę godzin namiętności. Schadzka w hotelu wydawała jej się bardziej podniecająca niż ta w pretensjonalnym mieszkaniu jego kolegi.
Kruchość tego związku i iluzoryczność więzi łącząca tych dwoje powraca do Meriel wielokrotnie. Nawet śmierć doktora nie wpłynęła szczególnie na jej fantazje o nim. Mimo tego, że obiecała sobie nie wracać już do tych wspomnień, zapieczętować je na dnie serca podczas powrotu promem do domu, to powracała do nich bez przerwy i dalej snuła swoje marzenia, w których spotyka go niby to przypadkiem. Często bawiła się w wymyślanie scenariuszy ich spotkania. Bo to właśnie dzięki temu przypadkowemu mężczyźnie przeżyła niesamowitą przygodę, dzięki niemu poczuła się jak prawdziwa, spełniona kobieta. Doktor Asher wypełnił ją szczęściem i spełnieniem aż po same brzegi. Nasycił każdą jej komórkę ciała tym słodkim poczuciem własnej wartości. A dzięki stanowczemu zachowaniu Ashera Meriel pozostała żoną i matką. Chciał ją ustrzec przed popełnieniem poważnego błędu, chciał jej oszczędzić fałszywych oczekiwań, upokorzenia i wstydu. Dzięki rezygnacji ze szczęścia, Meriel ratuje się przed życiową tragedią. Jej test na siłę uczucia i zobowiązania małżeńskiego został zdany pomyślnie.

Polski tytuł tomiku opowiadań Alice Munro nawiązuje do dziecięcej wyliczanki, która bardzo dobrze odzwierciedla zawartość książki. Jak to widać na przykładzie opowiadania „Co się pamięta”, historia jednodniowego romansu i towarzyszących jemu uczuć oraz namiętności ukazuje te niezwykłe drgnienia serc kochanków, pokrętne drogi ludzkiego losu. Wszystkie te uczucia zawarte w nieoczekiwanych zwrotach akcji, powikłań, daje czytelnikowi okropne złudzenie niedosytu, a ciągłe napięcie utrzymuje uwagę czytelnika w skrajnej gotowości. Kanadyjka z mistrzostwem penetruje świat Meriel i zdziera z niej maskę fałszu. Okazuje się, że nawet taka kobieta jak ona kipi wręcz pożądaniem oraz ogromną tęsknotą do prawdziwego uczucia. Munro zagląda w głąb duszy Meriel, w jej najmroczniejsze zakątki i odnajduje tam przedziwne sekrety.

Copyright © 2014 Nowa Puławianka , Blogger